Jedno z najstarszych miejsc na Ziemi, w którym nieprzerwanie – najprawdopodobniej od 5000 lat – żyją ludzie. Położenie wysoko w górach na 2300 m przez wieki, aż do 1968 roku wiązało się z kompletnym odcięciem od reszty Azerbejdżanu. Dla chcących tu przybyć podróżników Hinalug był obietnicą przygody kuszącą swoją niedostępnością i etniczną izolacją mieszkańców. Dziś, kiedy do wioski prowadzi tylko częściowo szutrowa droga, przyciąga tym bardziej, jawiąc się jako świat, który bezpowrotnie odchodzi.***Świat najmniejszyHinalug (w j. azerskim Xinaliq) jest najwyżej położoną miejscowością w Azerbejdżanie, a przy tym jedną z najwyżej położonych stale zamieszkanych wiosek na Kaukazie. Mieszkańcy zachowali tutaj swój odrębny – przez wielu badaczy uznawany za niespokrewniony z innymi grupami językowymi – język hinalugijski, którego nie rozumieją nawet mieszkańcy okolicznych wiosek. I choć w lokalnej szkole do 11 klasy, 350 dzieci uczy się zagrożonej wymarciem mowy swoich przodków – przybyłych tu starożytnych albańskich plemion, a jeszcze w byłym ZSRR poczyniono kroki do jego skodyfikowania spisując alfabet składający się z aż 77 liter, tożsamość Hinalugijczyków każdego dnia przegrywa walkę z unifikującym się lepiej zrozumieć i docenić każdą chwilę w Hinalug, sięgnęliśmy ponownie do Planety Kaukaz Wojciecha Góreckiego:Początek lat siedemdziesiątych – moment, kiedy umarła hinalugijska tradycja. Najpierw, w krótkim czasie, zanikł dawny obrządek weselny – rodzice nowożeńców nie stawiali już namiotu dla gości, ceremonii nie uświetniał deklamator. Potem młodzież straciła nagle zainteresowanie dla popisów sprawności, które wcześniej odbywały się co wiosnę i składały się z miejscowej odmiany zapasów oraz wyścigów do granic osady. Na hinalugijskich połoninach chłopcy zaczęli uganiać się za futbolówką. Zmarły ostatnie babcie znające hinalugijskie pieśni. W roku 1968 powstała pierwsza prymitywna droga, łącząca Hinalug z większym przełomem był rok 2006, kiedy to Hinalug postanowił odwiedzić prezydent. Położenie asfaltu skróciło wówczas czas przejazdu z Kuby do niecałych 2 godzin. Dziś, choć droga ma momentami duże braki i wiedzie nad przepaściami, latem pokonują ją nawet stare łady kultury złowieszczą, że Hinalugijczycy zginą. Ich kultura i poczucie więzi ugnie się pod naporem globalizacyjnej siły. Niepodobna zaś zatrzymać tego procesu i odmówić jego mieszkańcom dostępu do zdobyczy cywilizacji, wyjazdów i będzie więc więcej socjologicznych mnie Hinalugijczycy to przede wszystkim ludzie, którzy patrzą w niebo!Jak mało co sprzyją ku temu zapierające dech okoliczności przyrody. Choć z otoczonej wysokimi szczytami wioski próżno wyczekiwać wschodu czy zachodu słońca, które ujawnia się dopiero wtedy, gdy góruje już wysoko na niebie, a znika równie szybko niezauważone za kolejną górą, chmury odgrywają tu codziennie nowy spektakl nie umykający uwadze zajętych codziennymi obowiązkami mieszkańców. Pogrążeni w myślach, wychodzą na dachy swoich domów wpatrując się w dzieła Matki położenie jest niesamowite. Domy otulają dookoła jedną górę, zbudowane są z rzecznego kamienia piętrowo, jeden na drugim, tak, że dach jednego stanowi dziedziniec drugiego. Dachy te są zwykle płaskie, łączą ze sobą kilka domów i sprzyjają przypadkowym sąsiedzkim spotkaniom. Jak gdyby nigdy nic sąsiad chodzi tu sąsiadowi po dachu! Wraz z budową drogi do Hinalug przybyła jednak blacha. Ku uciesze mieszkańców i ku zgorszeniu turystów, etnografów i konserwatorów wypiera ona budulec stosowany tu od zarania możliwych do zwiezienia tu wszelkich cywilizacyjnych dobrodziejstw i przekleństw, wciąż jednak ogrzewanie wody i domów bazuje na biopaliwie – oborniku. Wieki spędzone w izolacji od reszty świata sprawiły, że mieszkańcy byli w pełni samowystarczalni, a problem braku na tej wysokości drewna wciąż rozwiązuje się zwożonymi z gór suchymi kępkami mchu i bydlęcymi odchodami. Te wypala się w formie cegieł, a następnie układa się wzdłuż polsko – hinalugijskiePodróże na Kaukaz nauczyły nas otwartości na innych. Zawsze zostawiamy sobie czas na niespieszne wędrówki bez celu i rozmowy, z którymi jak na razie w tym regionie świata szczęście mamy niebywałe. Szybki rekonesans w terenie i okazuje się, że w Hinalug znajduje się nie tylko szkoła, dwa sklepy, meczet, ale też jednopokojowe muzeum i 380 domów, z których co chwila wyłaniają się przeurocze twarze. Moje serce podbiły dziewczynki i chłopak zbierający rumianek. Niestety nie znał ani rosyjskiego, ani angielskiego, więc poza wymianą informacji na temat lokalnego sklepu, wymianą pozdrowień i zgody na zdjęcie nie udało nam się bliżej rozmowę odbyliśmy zaś w Xinaliq z nauczycielem historii. Po kilkukrotnym okrążeniu wioski i zwiedzeniu okolic wybraliśmy się do tutejszego sklepu, który pełni też rolę herbaciarni. Wzięliśmy dzbanek czornego czaju i wyszliśmy na zewnątrz. Po chwili padło:Riebiata, a wy atkuda?Tak rozpoczęła się nasza rozmowa z człowiekiem, który z niebywałą estymą opowiadał nam o miłości do Hinalug będącym, poza córkami i żoną, źródłem jego największego czas spędzam jeżdżąc konno po okolicznych górach. Są przepiękne. To nasze święte miejsca. Tutejsi ludzie, choć mają taką możliwość, niechętnie wyjeżdżają na dłużej. Zresztą sam zobacz na te chmury i szczyty. Możesz cały dzień się w nie wpatrywać i nigdy nie masz dosyć tego piękna.***Po wymianie serdeczności, zdjęciu na pamiątkę i ciepłym pożegnaniu, chcieliśmy wybrać się w góry. Zapytani o drogę mężczyźni zaprosili nas jednak do wspólnej gry w tryktrak! Próba nauczenia nas zasad zakończyła się rychłą jednak nie straciliśmy w oczach panów, bo jeden z nich, Yusif, nieśmiało zagaił:A może macie ochotę na szklankę herbaty? Chodźcie, zapraszam do mojego domu!No właśnie. Herbata!Nie ma w Azerbejdżanie spotkania z drugim człowiekiem bez celebracji tej chwili przy filiżance czaju. W całym kraju czajownie wypełnione są po brzegi mężczyznami prowadzącymi niekończące się rozmowy. Narodziny, pogrzeby, odwiedziny, wymiany poglądów czy grę w tryktrak musi dopełnić złocisty napój w przezroczystej szklance w kształcie kwiatu posłodzić taką herbatę? W ustach! Kostkę cukru przegryza się i rozpuszcza ciepłym, intensywnym, goryczkowym naparem nie w szklance, a w buzi. Nierzadko jedna taka kostka starcza na ledwie jeden łyk. A jak nie cukier, to konfitura. Jeszcze słodsza, zwykle z wielkimi cząstkami owoców czereśni. Obowiązkowo z podstawką służącą do chłodzenia czaju przez jego Yusifa była więc szklanka herbaty i nauka umiejętnego wylewania jej do talerzyka. Następnie przelewania z talerzyka do opowieści o życiu na końcu świata. Było też pokazywanie śmiesznych filmów w internecie w wersji popisy i prężenie muskułów. Pokazywanie bydła, oprowadzanie po finalnie, było zaproszenie do meczetu. Okazało się, że Yusif, dusza człowiek, jest mułłą – opiekunem świątyni. Otworzył, wybrał najładniejszą z chust i mocno wczuł się w rolę fotografa.***Po takich chwilach i wyjątkowych spotkaniach łatwo popada się w zachwyt i łatwo o stawianie ostrych tez. Z pewnością część Hinalugijczyków chce wyjechać. Z pewnością jeszcze mniej tradycji zostanie w najmłodszym pokoleniu. Kiedy jednak przed zmierzchem duża część wioski wychodzi na zewnątrz, kiedy widzi się dzieci i dorosłych wpatrujących się w mgłę, wtopionych w gęste obłoki zawieszone tuż nad ich głowami, w sercu robi się cieplej. Z taką romantyczną wizją wioski zostajemy i taką mieliśmy szczęście ją (XINALIQ) – INFORMACJE PRAKTYCZNEJak dojechać do Hinalug? Odcięta przez wieki wioska w czasach ZSRR doczekała się utwardzenia drogi, co skróciło czas dojazdu o wiele godzin. Jedynie zimą lub po obfitych deszczach potrzebne jest 4×4 i wtedy sprawdza się nieśmiertelna łada niva, którą na tutejszych drogach widzieliśmy nie macie wypożyczonego auta, do Hinalug (Xinaliq) z łatwością dojedziecie z Kuby (Quba). Jedynym wyjściem jest taksówka. Cena za przejazd zależy od waszych umiejętności negocjacji. Mieliśmy oferty za 50, 70 manatów, skończyło się na 35 (77zł) za całe auto – tylko w razie czego mieliśmy o tym nie informować innych turystów, którzy płacili 50..na osobę. W drodze powrotnej za całe auto płaciliśmy już nie 35, a 20 manatów, bo do miasta podwiózł nas miejscowy, a nie szukacie oszczędności i macie dużo czasu, możecie przyjechać tu dzieloną taksówką. Najłatwiej znaleźć współpasażerów na targu obok hotelu Xinaliq w Kubie. O turystów może być trudno (w całej wiosce oprócz zorganizowanych wycieczek spotkaliśmy jedynie ich kilku), ale na targu miejscowi sprzedają sery i robią zaopatrzenie. Zagadajcie, powinno udać się zabrać z innymi. Do niewielkiego auta upychają nawet 9 osób, także wtedy cena oscyluje w okolicach 3-5 aut jeździ na tej trasie, ale się zdarzają. Jeżeli traficie na turystów, autostop powinien zadziałać, jeżeli jednak weźmie Was miejscowy, liczcie się z opłatą kilku manatów. Tak podróżują miejscowi, tak podróżują i i sklepy Do Hinalug powoli wkracza turystyka i jak mówią mieszkańcy – z roku na rok turystów jest coraz więcej. Są to jednak głównie zorganizowane wycieczki, a przede wszystkim osoby, które wpadają na kilka godzin i nie zostają tu na noc. Nie znajdziecie więc tu ani jednej restauracji. Znajdziecie za to dwa sklepy, z czego w jednym możecie poprosić o ciepłą herbatę (duży dzbanek czarnego czaju kosztuje 2 manaty – nieco ponad 4zł).Z noclegami jest łatwiej i da się je zabookować nawet na i airbnb. Przez internet nie jest drogo (100zł-120zł za pokój 2 osobowy ze śniadaniem), ale jest drożej niż na miejscu. Za 25 manatów (55zł) za osobę dostaniecie prywatny pokój, śniadanie, obiad i kolację. Odradzamy nocleg u pana Rehmana (jego dom jest na początku miejscowości), dawno nie spotkaliśmy tak niesłownego człowieka. Zresztą nie tylko nam zalazł za skórę, inni mieszkańcy wsi, z którymi rozmawialiśmy też nie wyrażali się o nim zbyt pochlebnie. Najlepiej jeśli pójdziecie do muzeum na górze wioski i tam poprosicie o nocleg, na przykład u Hinalug brak jest luksusów. Nie ma tu kanalizacji, toalety są na dworze, prysznice rzadko kiedy dysponują ciepłą wodą, a śpi się na ogół jak miejscowi – na materacach rozłożonych na podłodze. Zasięg telefoniczny jest, najlepszy przy meczecie na wzgórzu.Postępowanie administracyjne to prawo formalne wynikające z prawa administracyjnego. Oznacza ono określone działanie organów administracyjnych w stosunku do problemów i kwestii poruszanych przez te organy. Postępowanie administracyjne jest procesem czynności jakie organizuje administracyjny organ w celu rozwiązania jakiegoś problemu.
Niektóre ryty naskalne, wykonane przez Indian około 800 lat temu w kanionach na terenie dzisiejszego pogranicza Kolorado i Utah w USA, miały związek z obserwacjami astronomicznymi, np. z przesileniami zimowym i letnim – ustalili archeolodzy z Krakowa. Naukowcy z Instytutu Archeologii UJ w Krakowie prowadzą badania w regionie Mesa Verde od 2011 r. Jest to jeden z najbogatszych archeologicznie regionów w Ameryce Północnej, znany głównie ze słynnych prekolumbijskich miast skalnych, zbudowanych w niszach i schroniskach skalnych, w malowniczych i głębokich kanionach. W badanych przez polski zespół kanionach znajdują się pozostałości około czterdziestu małych osad, skupionych wokół centralnej siedziby nazywanej Castle Rock Pueblo. W XIII wieku zbudowała je i z nich korzystała ludność kultury Pueblo. „Od 2014 r. odkrywamy tam liczne ryty i malowidła naskalne. Część z nich nie była do tej pory znana naukowcom” – opowiada PAP szef projektu badawczego dr Radosław Palonka z Instytutu Archeologii UJ w Krakowie. Znaki te mają różną formę, niektóre z nich to figury geometryczne, czasem tworzące skomplikowane wzory. Uwagę polskich badaczy przykuła część rytów, które znajdują się w specyficznych miejscach: ukrytych w załomach skalnych. Zaczęli przypuszczać, że być może mają one związek z obserwacjami astronomicznymi i bywają oświetlone jedynie w określonych dniach w ciągu roku. „Intuicja nas nie myliła. Uważamy, że w co najmniej w sześciu z badanych przez nas osad znajdują się tego typu ryty, a w dwóch z nich prowadziliśmy bezpośrednie, wielogodzinne i wielodniowe obserwacje” – mówi dr Palonka. Jedno ze skupisk rytów znajduje się w niszy skalnej obok pozostałości po obronnym domostwie sprzed ok. 800 lat. Ryty te znajdują się na płaskiej, skierowanej na południe ścianie skalnej, która jest przysłonięta przez nawis skalny. Tworzą je trzy spirale i liczne mniejsze elementy, np. prostokątne motywy i zagłębienia. Aby sprawdzić swoje przypuszczenia, archeolodzy prowadzą od kilku lat obserwacje panelu w konkretnych momentach w roku – w okresie przesileń i równonocy. „Okazało się, że podczas przesilenia zimowego, 22 grudnia, promienie słońca przesuwają się po całej środkowej części panelu z rytami i przechodzą równo przez kolejne spirale oraz podłużne nacięcia” – opowiada archeolog. Częściowo to zjawisko jest także widoczne w okolicach równonocy wiosennej i jesiennej. Przez pozostałą większość roku panel i obecne na nim ryty cały czas znajdują się w cieniu, bądź w pełnym słońcu. Jaką funkcje pełniły tak usytuowane panele naskalne? Z rozmów ze współczesnymi Indianami Pueblo, jak również z informacji etnograficznych z XIX w. wynika, że mogły to być kalendarze. Obserwacja ruchu Słońca wyznaczała dawniej rytm życia religijnego i towarzyszących rytuałów. „Początek interakcji słońca ze spiralami na panelu pokrytym rytami miał miejsce na kilka tygodni przed przesileniem zimowym. Zjawisko to mogło wyznaczać początek przygotowań i całego procesu rytuałów i rytualnych zabiegów, tańców i uroczystości, które miały kulminację właśnie podczas przesilenia zimowego” – opowiada dr Palonka. Naukowiec dodaje, że do dzisiaj przesilenia – szczególnie letnie i zimowe – mają ogromne znaczenia religijne dla różnych grup Indian Pueblo z Arizony i Nowego Meksyku. „Nawet dziś wyznaczają one rytuały, uroczystości i momenty związane z rolnictwem: zasiewami, zbiorami oraz przygotowaniami do tych praktyk” – podkreśla. Podobne zjawisko, dotyczące oświetlania rytów naskalnych przez słońce w specyficznych momentach roku, archeolodzy odnotowali w innej osadzie w Sand Canyon. Tyle że tam ryt był doświetlony w regularny sposób przez promienie słoneczne wyłącznie w godzinach porannych i wczesnych południowych w czasie przesilenia letniego, czyli w czerwcu. Dr Palonka podkreśla, że jego zespół będzie kontynuował badania sztuki naskalnej pod kątem jej powiązania z astronomią. Do badania sztuki naskalnej Polacy stosują również nowoczesne techniki, np. skanowanie laserowe, łącznie z wizualizacjami 3D. Dzięki temu są w stanie dostrzec elementy sztuki naskalnej niewidoczne gołym okiem. Chodzi tu ryty, które ze względu na upływ czasu zostały niemal zatarte, ale precyzyjne pomiary wychwytują nawet niewielkie różnice na powierzchni skał. Indianie Pueblo byli jednym z najbardziej rozwiniętych rolniczych społeczeństw indiańskich Ameryki Północnej już na długo przed przybyciem Kolumba do Nowego Świata. Do dzisiaj region ten jest zamieszkały przez wiele plemion indiańskich, Pueblo, Nawaho i Apaczów, które w dalszym ciągu czują silną więź z ziemią przodków i praktykują wiele dawnych tradycji i obrzędów. PAP – Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski, szz/ zan/
Oto ludzie są niby w podziemnym pomieszczeniu na kształt jaskini. Do groty prowadzi od góry wejście zwrócone ku światłu, szerokie na całą szerokość jaskini. W niej oni siedzą od dziecięcych lat w kajdanach; przykute mają nogi i szyje tak, że trwają w miejscu i patrzą tylko przed siebie; okowy nie pozwalają im obracać głów. zapytał(a) o 17:39 Dlaczego ludzie patrzą w niebo? Mam napisać zadanie z Polskiego .Odpowiedz na pytanie,wykorzystując co najmniej 3 czasowniki z ramki.\zastanawiają się, marzą, badają, obserwują, planują, dumają, rozpamiętują, wspominają, rozmawiają, uśmiechają się, martwią się, smucą się, szukają, dziwią się, podziwiają, modlą się, liczą, pytają, odkrywają, oriętują się, dowiadują się, wpatrują się. To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź blocked odpowiedział(a) o 17:43: Ludzie obserwują niebo, zwłaszcza w nocy, bo oglądają np gwiazdy, chmury, dowiadują się różnych rzeczy (np. horoskopy - wróżenie z gwiazd), liczą gwiazdy, a czasem rozmawiają z bliskimi osobami po drugiej ale myślę, że ma sens (w której jesteś klasie? w piątej? ja coś podobnego na polskim przerabiałam, a jestem właśnie w piątej)[LINK] Odpowiedzi No jestem w klasie piątej xD Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lubiStockSkrzydło Samolotu Lecącego Nad Chmurami Ludzie Patrzą W Niebo Z Okna Samolotu Używając Lotniczego Transportu Do Podróży - zdjęcia stockowe i więcej obrazów Bez ludziPobierz to zdjęcie Skrzydło Samolotu Lecącego Nad Chmurami Ludzie Patrzą W Niebo Z Okna Samolotu Używając Lotniczego Transportu Do Podróży teraz. Szukaj więcej w bibliotece wolnych od tantiem zdjęć stockowych iStock, obejmującej zdjęcia Bez ludzi, które można łatwo i szybko #:gm1210719426$9,99iStockIn stockSkrzydło samolotu lecącego nad chmurami. ludzie patrzą w niebo z okna samolotu, używając lotniczego transportu do podróży. – Zdjęcia stockoweSkrzydło samolotu lecącego nad chmurami. ludzie patrzą w niebo z okna samolotu, używając lotniczego transportu do podróży. - Zbiór zdjęć royalty-free (Bez ludzi)OpisSkrzydło samolotu lecącego nad chmurami. ludzie patrzą w niebo z okna samolotu, używając lotniczego transportu do wysokiej jakości do wszelkich Twoich projektów$ z miesięcznym abonamentem10 obrazów miesięcznieNajwiększy rozmiar:4200 x 2795 piks. (35,56 x 23,66 cm) - 300 dpi - kolory RGBID zdjęcia:1210719426Data umieszczenia:11 marca 2020Słowa kluczoweBez ludzi Obrazy,Biznes Obrazy,Fotografika Obrazy,Horyzont Obrazy,Horyzontalny Obrazy,Natura Obrazy,Niebieski Obrazy,Niebo - Zjawisko naturalne Obrazy,Okno Obrazy,Patrzeć Obrazy,Piękno Obrazy,Podróżowanie Obrazy,Pogoda Obrazy,Przewóz Obrazy,Samolot Obrazy,Samolot komercyjny Obrazy,Stratosfera Obrazy,Technologia Obrazy,Pokaż wszystkieCzęsto zadawane pytania (FAQ)Czym jest licencja typu royalty-free?Licencje typu royalty-free pozwalają na jednokrotną opłatę za bieżące wykorzystywanie zdjęć i klipów wideo chronionych prawem autorskim w projektach osobistych i komercyjnych bez konieczności ponoszenia dodatkowych opłat za każdym razem, gdy korzystasz z tych treści. Jest to korzystne dla obu stron – dlatego też wszystko w serwisie iStock jest objęte licencją typu licencje typu royalty-free są dostępne w serwisie iStock?Licencje royalty-free to najlepsza opcja dla osób, które potrzebują zbioru obrazów do użytku komercyjnego, dlatego każdy plik na iStock jest objęty wyłącznie tym typem licencji, niezależnie od tego, czy jest to zdjęcie, ilustracja czy można korzystać z obrazów i klipów wideo typu royalty-free?Użytkownicy mogą modyfikować, zmieniać rozmiary i dopasowywać do swoich potrzeb wszystkie inne aspekty zasobów dostępnych na iStock, by wykorzystać je przy swoich projektach, niezależnie od tego, czy tworzą reklamy na media społecznościowe, billboardy, prezentacje PowerPoint czy filmy fabularne. Z wyjątkiem zdjęć objętych licencją „Editorial use only” (tylko do użytku redakcji), które mogą być wykorzystywane wyłącznie w projektach redakcyjnych i nie mogą być modyfikowane, możliwości są się więcej na temat obrazów beztantiemowych lub zobacz najczęściej zadawane pytania związane ze zbiorami zdjęć.bo tam widoki są, które nieczęsto można oglądać. Po zachodniej stronie nieba, niedługo po zachodzie słońca można podziwiać, ustawione w szereg planety. Kolejno od horyzontu: Merkury, Wenus, Mars, Saturn i Jowisz. Wenus najłatwiej
Siódmego października 1975 roku ukazał się pierwszy rozkaz pierwszego dowódcy 8. Batalionu Radiotechnicznego – i datę tego dokumentu uznaje się za moment powstania Jednostki Wojskowej o numerze 2031, którą dowodził wówczas ppłk Zenon Biela. Jednym z pierwszych dowódców jednostki w Lipowcu, jest mieszkający w Szczytnie mjr Emilian Trzepiota. - Gdy trafiłem do Lipowca głównym problemem były braki lokalowe dla kadry – wspomina wojskowy emeryt. - Większość żołnierzy musiała wynajmować kwatery prywatne, ponieważ nie było wówczas ani jednego mieszkania służbowego. Ówczesny kompleks koszarowy w Lipowcu w momencie mojego przybycia nie przedstawiał się ciekawie: kadra zamieszkiwała wraz z rodzinami w trzech budynkach sztabowych. Z tyłu budynków były wykopane prymitywne piwnice, które służyły mieszkańcom koszar do przechowywania artykułów spożywczych. Po jakimś czasie zapadła decyzja o budowie około 200 mieszkań dla żołnierzy z Lipowca. Wojsko w Lipowcu 40-lecie 8. Szczycieńskiego Batalionu Radiotechnicznego będzie połączone z 65-leciem istnienia Wojsk Radiotechnicznych. Bez wątpienia największą atrakcją święta będzie przelot nad Szczytem samolotów z Zespołu Akrobacyjnego „Orlik”. - Maszyny wystartują z Radomia i nad szczycieńskim niebem mają pojawić się około – mówi pułkownik Krzysztof Lis, dowódca 8. SBRt. - Pokaz zostanie przeprowadzony przez 7-8 maszyn. Szczycieński Batalion w Lipowcu świętuje 40 lat istnienia. Jakie były początki? - Trzeba pamiętać, że wojsko w Lipowcu było już znacznie wcześniej – wspomina pułkownik Lis. - Nasz batalion został sformowany na bazie istniejącej w Lipowcu od 1956 roku kompanii radiotechnicznej, która wchodziła w skład 2. Pułku Radiotechnicznego w Warszawie. Reklama Widzą wiele Jakie były początki? - Trudne, tak jak wszędzie – opowiada pułkownik. - Na początku mieliśmy do dyspozycji wyłącznie sprzęt radziecki. W latach 80. trafiły do nas urządzenia polskie. Z tego okresu właściwie nie ma już nic, ani sprzętu, ani myśli dowodzenia. 40 lat temu, mało kto dziś pamięta, informacja przesyłana była ze znacznym opóźnieniem. Dziś trafia ona na bieżąco do osób upoważnionych. Dysponujemy coraz lepszym sprzętem i - co ciekawe - właśnie polskiej produkcji. W dziedzinie radiotechniki wojskowej naprawdę nie mamy czego się wstydzić. Właśnie teraz testy przechodzą tak zwane radary pasywne, które są trudne do wykrycia dla przeciwnika. Czym tak naprawdę wojsko w Lipowcu się zajmuje? - Bardzo upraszczając zajmujemy się wykrywaniem wszystkich obiektów powietrznych na terenie RP i na podejściu do naszych granic – mówi pułkownik Krzysztof Lis. - Swoim zasięgiem obejmujemy jedną czwartą część Polski. Pracodawca z misją Pierwszym dowódcą w Lipowcu był mjr Emilian Trzepiota, potem dowodzili: ppłk Jan Kowalczyk, ppłk Zenon Biela, ppłk Marian Grzesik, ppłk Jan Siekiera, mjr Janusz Boratyński, mjr Kazimierz Król, mjr Dariusz Krzywdziński, ppłk Zdzisław Lango, ppłk Jan Krośniewski, ppłk Sławomir Grobelny, a obecnie ppłk Krzysztof Lis. Batalion w Lipowcu to też potężny zakład pracy, który zatrudnia niemal 500 osób. Żołnierze z jednostki uczestniczyli też w wielu misjach, w: Iraku, Afganistanie, Wzgórzach Golan, Libanie, czy Kosowie. Reklama Przebieg uroczystości w trakcie obchodów 65 lat Wojsk Radiotechnicznych oraz 40 rocznicy sformowania 8. Szczycieńskiego Batalionu Radiotechnicznego. Godz. 9 - 15 – pokaz sprzętu wojskowego (ul. Kasprowicza) Godz. 9 – 10 – Msza Święta w intencji radiotechników (kościół pw. WNMP w Szczytnie). Godz. – - występ na placu Juranda Zespołu Wokalnego Klubu Marynarki Wojennej Godz. 10 – 11 – przemarsz kolumny marszowej z udziałem Kompanii Reprezentacyjnej SP i Orkiestry Reprezentacyjnej SP ulicami miasta (ul. Konopnickiej, 1 Maja, Odrodzenia) Godz. 11 – 12 – uroczysty apel na placu Juranda zakończony defiladą przyoddziałowy (w trakcie apelu przelot z elementami pokazu Zespołu Akrobacyjnego „Orlik”) Godz. – – pokaz musztry paradnej w wykonaniu Kompani Reprezentacyjnej Sił Powietrznych i Orkiestry Reprezentacyjnej SP. godz. 13 – – Koncert Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Dodatkowo: Grochówka wojskowa, stoiska promocyjne dowództwa brygady i batalionów radiotechnicznych oraz innych jednostek służb mundurowych, a także stoiska promocyjne firm wspomagających wojskowe świętoDlaczego od wieków ludzie się spieszą? Jak tempo życia wpływa na jego jakość? - rozwiń temat; Dlaczego ludzie patrzą w niebo? Wypracowanie z wykorzystaniem czasowników; William Szekspir „Romeo i Julia” - problematyka utworu; William Szekspir „Makbet” - problematyka utworu; William Szekspir „Makbet” - bohaterowie normalny67 Kiedy patrzę w niebo widzę niebo pełne gwiazd, które przypominają różne kształty np. zwierzęta, rośliny albo ludzi. 4 votes Thanks 2
W nocy z 12 na 13 sierpnia mamy najlepsze od lat warunki do podziwiania „spadających gwiazd”, czyli Perseidów. Co to za fenomen, opowiada Karol Wójcicki. O tym, dlaczego drobne ziarnka kometarnego pyłu wyciągają z domów tysiące ludzi, rozmawiamy z Karolem Wójcickim, pasjonatem nocnego nieba, popularyzatorem nauki i astronomii, twórcą największego polskiego fanpage’a poświęconego astronomii – „Z głową w gwiazdach”. ANNA S. KOWALSKA: – Dlaczego warto spojrzeć w niebo nocą z 12 na 13 sierpnia?KAROL WÓJCICKI: – Bo będziemy mieli do czynienia – jak co roku – z maksimum roju Perseidów, który popularnie nazywamy „nocą spadających gwiazd”. To w zasadzie od kilku lat nie tylko zjawisko astronomiczne, ale też społeczny fenomen. Jak mało które sprawia, że ludzie – nie tylko w Polsce, ale i na całej półkuli północnej – masowo wychodzą z domów i spoglądają w stronę nieba, wypatrując spadających gwiazd, fachowo nazywanych meteorami. Nic dziwnego – w nocy z niedzieli na poniedziałek będziemy mogli zobaczyć nawet ok. 100–110 takich zjawisk na godzinę. Nam się wydaje, że spadają gwiazdy, a tymczasem ani nie są to gwiazdy, ani nie spadają… Co właściwie takiego możemy obserwować? To prawda. Ten efekt, który nazywamy „spadającą gwiazdą”, ze spadającą gwiazdą ma tylko to wspólnego, że na pierwszy rzut oka wygląda jak gwiazda oderwana od sfery niebieskiej i szybująca gdzieś w stronę Ziemi. W rzeczywistości te obiekty są dużo mniejsze od prawdziwych gwiazd – mających przecież olbrzymie, wręcz… kosmiczne rozmiary. Meteory to tak naprawdę zjawiska, które tworzą się w górnych partiach atmosfery, gdy wtargną do nich małe drobinki pyłu, nazywane przez nas meteoroidami. Czytaj także: Tak widzimy Wszechświat: kilka słów o kosmologii obserwacyjnej Meteoroidy są często pochodzenia kometarnego – komety przelatujące w pobliżu Ziemi pozostawiają chmury takich drobinek i gdy zwiększona ich ilość wpada do atmosfery, mamy do czynienia właśnie z rojami meteorów. Te drobinki do górnych partii atmosfery wpadają z olbrzymimi prędkościami, dochodzącymi nawet do 70 km/s, i wskutek dużej siły tarcia o powietrze, która powstaje przy takiej prędkości, te drobiny się rozgrzewają, ulegają spaleniu, a powstała w tym procesie temperatura pobudza gazy do świecenia. I my to widzimy właśnie jako taki krótki, szybki błysk na niebie. A im bliżej maksimum, czyli im bliżej Ziemia znajduje się fizycznie w centrum tej chmury cząstek pozostawionych przez kometę, tym więcej takich zjawisk możemy oglądać. Czyta także: Mgławica Tarantula – kolebka gigantów A skąd ten „gwiezdny pył”? Czym są chmury meteoroidów, jak powstają? Roje meteorów mają swoją genezę w kometach przelatujących w pobliżu Ziemi, a w zasadzie przelatujących nawet po orbitach przecinających orbitę Ziemi. Takie komety, czyli lodowe ciała niebieskie pochodzące z zewnętrznych rejonów Układu Słonecznego, przelatując w miarę blisko Słońca, zaczynają się rozgrzewać na skutek ciepła słonecznego. Podnoszenie temperatury stałej komety sprawia, że zaczyna ona sublimować, tzn. ze stanu stałego zamienia się w gaz – i ten gaz podnoszący się z komety podrywa również duże ilości pyłu, który na komecie zalega. Kometa po prostu ten pył wyrzuca za sobą w Kosmos, tworząc długie szlaki obfite w drobny, nie większy od ziarenek piachu pył. Warkocz komety pozostaje na trasie jej przelotu i jeśli jej orbita przecina się z orbitą Ziemi, Ziemia przechodzi przez strumień tych drobinek i jest nimi bombardowana. I to właśnie są roje meteorów. Na przykład Perseidy. Roje meteorów mają różne nazwy, pochodzące od łacińskiej nazwy gwiazdozbioru, z którego meteory zdają się wylatywać. W przypadku Perseidów mamy do czynienia z gwiazdozbiorem Perseusza. Orbita tej komety i trajektoria Ziemi tak się ustawiają w przestrzeni kosmicznej, że mamy wrażenie, jakby te cząsteczki rozchodziły się promieniście właśnie od strony konstelacji Perseusza. Nie zawsze jednak jest to takie oczywiste, bo mamy Perseidy od Perseusza, Leonidy od Leo, czyli Lwa, Geminidy z Bliźniąt (Gemini), ale mamy też np. Kwadrantydy, a na niebie próżno szukać gwiazdozbioru Kwadrantów. Próżno szukać dzisiaj, ale na początku XX w., kiedy ten rój został opisany, taka konstelacja na niebie istniała. Po reformie gwiazdozbiorów nocnego nieba z 1928 r. ten gwiazdozbiór został z listy konstelacji wykreślony, ale ślad po nim pozostał właśnie w roju Kwadrantydów, który – co ciekawe – jest największym rojem meteorów w ciągu całego roku. Oczywiście to Perseidy są najbardziej znane, bo towarzyszą nam latem, kiedy jest ciepło i noce są niezbyt wymagające dla obserwatorów. Najwięcej spadających gwiazd, meteorów możemy jednak obserwować w roju Kwadrantydów – w nocy z 3 na 4 stycznia. Czytaj także: Niezmienny, piękny i upiorny. Wszechświat wszechstronnie opisany Skoro te Perseidy i Kwadrantydy są takie maleńkie, to jak to jest możliwe, że możemy je podziwiać gołym okiem? Prawda jest taka, że my ich w ogóle nie widzimy. To przecież nie większe od ziarnka piasku drobinki, które wchodzą w górne partie atmosfery i zaczynają się spalać na wysokości 90 km! Nie obserwujemy obiektu, ale zjawisko żarzenia się gazu w atmosferze po przelocie takiej drobiny. Samego meteoroidu nie jesteśmy w stanie zobaczyć, tylko efekt jego przelotu. A czy na sierpniowym niebie możemy nieuzbrojonym okiem zaobserwować jeszcze jakieś inne obiekty? Ktoś, kto zaczyna swoją przygodę związaną z obserwacjami nieba, może poza Perseidami wypatrzeć planety. Przede wszystkim Marsa, który jest chyba najprostszy w tym towarzystwie do rozpoznania, bo wygląda jak najjaśniejsza, czerwona gwiazda niziutko nad południowym horyzontem. W Polsce jego obserwacje są utrudnione ze względu na niskie położenie nad horyzontem, ale w pogodną noc, jeśli wysokie budynki nie będą nam zasłaniały widoku, powinniśmy bez trudu tę jasną kropkę dostrzec. Nad południowo-zachodnim horyzontem w pierwszej połowie nocy widać jeszcze Jowisza i gdzieś pomiędzy Jowiszem a Marsem, słabiej widoczny, skrywa się Saturn. Niektóre planety świecą blaskiem trochę silniejszym, inne słabszym, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę, która pozwala odróżnić je od zwykłych gwiazd: gwiazdy na niebie migoczą, natomiast planety tego nie robią. Planety świecą blaskiem stałym, niezmiennym i często właśnie silniejszym od gwiazd. I jeszcze jedna rzecz, na którą warto teraz zwrócić uwagę, to niewątpliwie licznie przelatujące nad naszymi głowami sztuczne satelity. Między gwiazdami można zauważyć obiekty, które co prawda wyglądają jak gwiazdy, ale powoli, w ciągu kilku minut, przemieszczają się na tle innych. Wśród sztucznych satelitów największym jest Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, której okres dobrej widoczności skończył się akurat kilka dni temu, ale za kilkadziesiąt kolejnych z powrotem pojawi się na wrześniowym już niebie. Czytaj także: Jak znaleźć pięć planet i nie zwariować Jakieś rady dla oglądających? Czy coś nam w tym roku może przeszkodzić w podziwianiu Perseidów? Chyba tylko sen albo ewentualnie chmury. Ja bym się jednak tym bardzo nie przejmował – ze snem możemy sobie poradzić kubkiem kawy, na chmury nie mamy żadnego wpływu, więc nimi przejmować się w ogóle nie należy. Natomiast wszystko inne nam sprzyja! W tym roku mamy tak naprawdę najlepsze warunki do obserwowania Perseidów od wielu lat. Z dwóch powodów. Po pierwsze, wystąpią w okolicy nowiu Księżyca, więc jego blask w ogóle nam nie będzie przeszkadzał w obserwacjach. Po drugie, w tym roku – inaczej niż w poprzednich latach – spodziewamy się, że maksimum roju wystąpi między godz. 22 w niedzielę a 10 rano w poniedziałek, więc w czasie, kiedy w Polsce będzie panowała noc. Trudno o lepsze warunki. Jedyne, o co musimy jeszcze zadbać, to żeby uciec od świateł, z dala od miasta, najlepiej na jakąś otwartą łąkę, z dala od zbiorników wodnych, gdzie mogłyby nas pogryźć komary. Warto zapewnić sobie pozycję leżącą lub półleżącą, bo długie spoglądanie w górę może nas szybko przyprawić o ból karku. No i wystarczy uzbroić się w cierpliwość, bo meteory nie pojawią się od razu. I gwarantuję, że jeśli nie będziemy spoglądali co chwila na telefon komórkowy, przez co będziemy psuli sobie adaptację wzroku do ciemności, to czeka nas – zwłaszcza w drugiej połowie nocy – naprawdę niezwykły spektakl. Czytaj także: Ikar wyłonił się z otchłani. Najdalsza gwiezdna obserwacja w historii Dlaczego akurat oglądanie meteorów wydaje się ludziom takie romantyczne? Bladego pojęcia nie mam! Wiem tylko, że widok jest naprawdę niezwykły i przynosi mnóstwo zaskoczeń. Nie jest wyreżyserowany, zaplanowany od a do z. W przypadku deszczu meteorów to, czego możemy się spodziewać, pozostaje tajemnicą do samego końca. Ile pojawi się ich na niebie? Jakiej jasności, w której części nieba? Czy będą między nimi duże odstępy czasu czy może będą pojawiały się po kilka jednocześnie? Czy pojawią się tzw. bolidy, czyli spadające gwiazdy, których rozbłyski mogą być tak jasne, że w środku nocy na chwilę stanie się dzień? Mnóstwo w tym atrakcyjności, która potrafi zaskoczyć, i myślę, że to jest jeden z powodów, dla których ludzie patrzą tej nocy w niebo. A życzenia – spełniają się? Podobno tak, choć naukowcy jeszcze tego nie potwierdzili. Warto jednak być czujnym! Każdego do tego zachęcam. ROZMAWIAŁA ANNA S. KOWALSKA Czytaj więcej: Co, jeśli nie jesteśmy sami w Kosmosie?oyYAqCJ.